Tekst Samira Fellaka przedstawiony podczas Seminarium Głównego na temat pracy w czasach COVIDu
„NAKŁADAJĄCE SIĘ NA SIEBIE OBRAZY KLINICZNE W CZASACH ODOSOBNIENIA”
Sytuacja zdrowotna na świecie związana z epidemią Covid-19 skłania każdego psychoanalityka czy grupę psychoanalityków do przemyślenia i dostosowania – w całości czy choćby w części – sposobu, w jaki przyjmuje się i słucha pacjenta, z uwzględnieniem środków technicznych, które są do dyspozycji.
Rozwiązania zapewniające dystans społeczny (określane we Francji jako gesty-bariery) mają zabezpieczyć naszych pacjentów i nas samych przez zarażeniem się wskutek bliskości, przez kontakt fizyczny czy dotyk. Jeśli są przesadne, mogą być interpretowane jako pozostałości u analityka po elementach traumatycznych z przeszłości, które powinny zostać przepracowane we własnej analizie. Znajdują one wtedy oddźwięk w obszarze dziecięcej traumy pacjentów. Swobodnie zawieszona uwaga również zostanie tym „skażona”.
Pacjent i analityk mają więc wspólnie do czynienia z dodatkowym elementem rzeczywistości zewnętrznej, jakim jest wirus, wróg, niewidoczny napastnik. Wiąże się z tym również przymus dokonania wyboru, czy zmienić zwykłą przestrzeń analizy, a jeśli tak, to czy na radykalnie odmienną.
Jeśli o mnie chodzi, pozostawiłem pacjentom (z chęci pójścia im na rękę ?) możliwość odbywania kolejnych sesji nadal w spotkaniach bezpośrednich, tak jakbyśmy byli przypisani do wspólnoty zaprzeczenia albo zamieszkiwali w dwóch równoległych, nakładających się na siebie rzeczywistościach, o jakich pisze Piotr Krzakowski cytując J. Puget i L. Wenden. Drugie rozwiązanie, które zaoferowałem bez większego przekonania, to analiza zdalna. Ta forma ogranicza kanały komunikacji wzrokowej, z udziałem mowy ciała, z udziałem wrażeń olfaktorycznych, a na pierwszy plan wysuwa jedynie mowę nieskażoną ani przekazem niewerbalnym, ani wirusem… To kwestia wyboru, podlegającego oczywiście dyskusji, pomiędzy zastosowaniem się do nakazów z zewnątrz, by „zostać w domach”, o czym Piotr Krzakowski pisze w bogatym tekście pt. „Psychoanalityk w czasie Covidu – zawód nieistotny?” « Psychanalyste par temps de Covid, un métier inessentiel ? », a zachowaniem normalnych zasad settingu analitycznego.
To dwojakie podejście dzieli świat psychoanalityków i ich pracę, ale ma tę zaletę, że tworzy nową przestrzeń dla rozmaitych dyskusji podczas seminariów i paneli.
Zdaję sobie sprawę, że wybór analizy z fizycznym udziałem obu stron – niezależnie od przekonania, że zawodowo zajmujemy się zdrowiem ludzi i że nasi pacjenci potrzebują naszej obecności, by móc stawiać czoło niepokojącej rzeczywistości – wpisuje się także w odruch stawiania oporu, czego źródła dopatruję się w moich własnych przeżyciach z młodości w kraju omamionym pokusą totalitaryzmu. Czy ten akt oporu lub nieposłuszeństwa jest odpowiednikiem omnipotencji? A może narażam pacjentów na niebezpieczeństwo?
Pewna pacjentka, która jako pielęgniarka nie podlega pełnym rygorom izolacji z powodu pełnej mobilizacji służby zdrowia, wybiera i wręcz nalega na dalsze cotygodniowe spotkania, wnioskując przy tym o drugą sesję w tygodniu, nieświadomie chcąc zachować kontrolę nad układem terapeutycznym i sprawdzać naocznie, że więzi są zachowane: „mam już dość dyktowania mi, co mam robić, jakbym była małą dziewczynką; to mi przypomina moją adolescencję (…) rodzice zakazywali mi spotykania się z rówieśnikami, byłam dostrojona do ich zegara biologicznego…”.
Fantazja, która kieruje tą kobietą, polega na tym, by być jedyną pacjentką w gabinecie analityka, tak jak była jedynaczką rodziców i jest obecnie matką jedynaka. Przychodzenie na sesje, rzucanie wyzwania zakazowi wychodzenia z domu, stawianie czoła niebezpieczeństwu zarażenia się – to wszystko umacnia w niej odczucie rozkoszy i poczucie bycia kobietą wyjątkową. Czyż wnioskowanie o drugą sesję w tygodniu, prócz samego wyboru spotkań osobistych, nie należy rozumieć jako przejaw ambiwalentnego pragnienia? Chodzi o pragnienie przychodzenia na sesje, aby sprawdzać obecność analityka, stwierdzić, że nie zniknął, i to nieświadome pragnienie zarażenia go, by przekroczyć czy obejść zakaz incestu poprzez śmiercionośne wydzieliny biologiczne, zdolne spenetrować obie strony.
Dla innej pacjentki, która jest studentką, rozwiązaniem był komunikator Skype. Omówiliśmy zasady, jakie powinny być zachowane dla przestrzegania ram psychoterapeutycznych.
Dla tej pacjentki, zamkniętej w czterech ścianach rodzinnego domu, staję się w tym nowym układzie jak kochanek, który w tajemnicy zakrada się do jej odosobnienia. Już nie musimy zabiegać o przestrzeganie zasad dystansu społecznego czy dezynfekcji, które obowiązują w gabinecie. W tej nowej przestrzeni obowiązuje jednak pewna bariera, acz krucha: tu również występuje interdykt incestu. Pewnego razu stałem się uczestnikiem, mocno zakłopotanym, zakończenia sesji, kiedy to acting, przejawiający się pod przykrywką wirtualności spotkania jako mocno sugestywna postawa pacjentki, stał się dla mnie wyzwaniem.
Wymiar przeniesienia jest dość palący i przywołuje w pracy nad wspomnieniami dzieje spotkania jej własnych rodziców: matka pacjentki była najpierw pacjentką, następnie kochanką i wreszcie żoną swego lekarza, ojca mojej pacjentki.
Kusząca perspektywa, by nałożyć na siebie dwie historie o zabarwieniu incestualnym, została prawdopodobnie wzmocniona okolicznością, jaką dla mojej pacjentki jest układ wirtualny: w czasie sesji poza gabinetem sprzyja on przemożnemu uruchomieniu rozegrania w działaniu. Podstawowa zasada, by wszystko mówić, zostaje uzupełniona o drugą – wszystko widzieć, z towarzyszącymi jej pokusami zaspokojenia popędliwości w dziedzinie wzrokowej, zwykle bardziej powściągniętej.
………
Żaden wirus, choćby pozostawał niewidoczny, nie przeszkodzi dalszemu przebiegowi życia psychicznego.
Samir Fellak
Dodano do Aktualności, Baza wiedzy