Czy psychoanalityk w czasie Covid to zbędna profesja? Przypadek z Francji…

Wirus przenosi się dzięki więziom, zaś gatunek ludzki jest ludzki właśnie dzięki więziom…

Monica Horovitz [1]

Tekst ten jest próbą rozwinięcia myśli o wydarzeniu Covidu zawartych w artykule Covid na kozetce? opublikowanym również w polskim tłumaczeniu na stronie internetowej IPP.

Odniosę się do pytania, w jaki sposób psychoanalitycy byli w tedy obecni, poza oczywistym konsensusem dotyczącym „pozostania w domu”, co przekładało się na nakaz prowadzenia sesji wyłącznie „ on-line”. Ta opcja prawdopodobnie zyskała poparcie większości profesjonalistów we Francji i zagranicą (nie mamy jeszcze statystyk dostępnych na ten temat). Istnieje element rzeczywistości i rozsądku, który przemawia za tym, jako że średnia naszego wieku czyni nas populacją szczególnie zagrożoną, zwłaszcza że tak nam to przedstawiano od początku epidemii. Stanowisko to stało się tak oczywiste, że pojawił się podział: ci dobrzy psychoanalitycy, którzy są posłuszni prawu i rozumowi, i ci inni, którzy powoli stracili odwagę przyznać się że nadal przyjmują pacjentów w swoich gabinetach, które na ogół są doskonale wyposażone we wszystkie zalecane środki ochronne. W tle stopniowo wykształcała się „wspólnota masochizmu”, w której istnieje obowiązek cierpienia z innymi i która zapewnia sobie wewnętrzną spójność przez potępienie innych pozycji pośrednich jako postawy zaprzeczenia i wszechmocy. Wbrew „profesjonalnym” stwierdzeniom forów internetowych rozpowszechniających wszelkiego rodzaju informacje i ich przeciwieństwa, Francuska Organizacja Zdrowia 1 (Haute Autorité de Santé – dosłownie: Wysoka Władza Zdrowotna) wyjaśniła to w części «Opieka nad pacjentami cierpiącymi na zaburzenia psychiatryczne w sytuacji izolacji domowej». Pierwszy punkt określałq potrzebę „Utrzymania i wzmocnienia oferty opieki ambulatoryjnej poprzez przyznanie pierwszeństwa korzystaniu z systemów zdalnych, przy jednoczesnym zachowaniu możliwości konsultacji w opiece ambulatoryjnej lub praktyce prywatnej”. Ponadto zalecenie wymieniało określone zawody: „psychiatrzy, lekarze ogólni i inni specjaliści zaangażowani w opiekę i wsparcie pacjentów: prywatne pielęgniarki, prywatni psycholodzy i specjaliści dla dzieci i dorosłych w sektorze medycznym i socjalnym”, innymi słowy, zawody, do których należy większość francuskich i ka pewno polskich psychoanalityków. Oczywiście tekst nie wspominał, że psychoanalitycy są tak samo niezbędni jak zespoły ratownictwa medycznego. Po tym, jak rząd francuski zredagował quasi-wyczerpującą listę niezbędnych zawodów (lista, która ciągle się zmieniała z dnia na dzień), każdy musiał zdefiniować swój zawód zgodnie z nią: czy jestem niezbędny, czy nie, przynajmniej przydatny lub całkowicie niepotrzebny – nie banalne pytanie które się rzadko samemu porusza !

Po tym określeniu ram prawnych powróćmy do ich konsekwencji w dalszych rozważaniach, ale zanim to zrobimy, proponuję krótką refleksję na temat wystąpienia w naszej codzienności nowego traumatycznego settingu.

Traumatyczny setting i nakładające się światy

W swoim artykule zatytułowanym „Analityk i pacjent w nakładających się światach”2 Janine Puget i Leonardo Wenden ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem utrzymania iluzji kohabitacji w „nakładających się światach” przy niższych kosztach opracowania, podkreślając potrzebę „ponownej synchronizacji” siebie we właściwym czasie z naszym wewnętrznym, analitycznym i pozanalitycznym światem. Ów proponowany złożony ruch psychiczny, odpowiada na zniekształcenia doznawane przez analityka w trakcie pracy, szczególnie w krytycznych okresach takich jak dyktatura w Argentynie, do którego to doświadczenia tych autorów się odnoszą. Proponują oni proces umożliwiający odzyskanie warunków do myślenia, abyśmy mogli odpowiedzieć na szczególny charakter ograniczeń zawodu analityka. Jest to próba zrozumienia, jaka jest stawka kiedy te dwa światy nakładają się i rezonują, spróbujmy zobaczyć punkty wspólne, które mogą pomóc wyjaśnić załamanie między tymi dwoma poziomami, oraz sposób, w jaki owo status quo „klinicznego dystansowania się”, zostało tak szybko zaakceptowane jako oczywiste w naszej praktyce.

Po pierwsze, pandemia oferuje rodzaj traumatycznego przeciwsettingu wobec settingu terapeutycznego. Te dwa ustawienia mają pewne stałe inwarianty, z których można próbowa wyodrębnić rodzaj listy, wydająca się sama w sobie znacząca ale nie egzostywna:

1) Fundamentalna zasada pandemii implikuje, że wszystko, co dzieje się w naszej bliskości, może nas zakazi
, a zatem może być przez nas doświadczone w pewnej metaforyzacji języka objawów fizycznych, od wirusa do choroby, oczywiście z bardzo ograniczoną rolą psychiki!
Ta nowa i dodatkowa fundamentalna zasada ma charakter zewnętrzny i jest jakby zgodna z naszą „grunderegel” (Freud, [1913], Technika psychoanalityczna), według której wymówienie wszystkiego co przychodzi na myśl, jakby opowiadać sąsiadowi to co się widzi przez okno pociągu, tworzy przeniesienie, ze swoistym przeznaczeniem procesu zakaźnego między dwoma osobami: dynamika sesji morze zawsze spowodować „powiedzenia zbyt wiele”, narażając na wywołanie objaw symptomatycznych jak innych przeniesieniowych skutków. Mamy tu więc dwie nakładające się zasady.

2) Anonimowość i neutralność, tak ukochane w naszej praktyce, znajdują swoje odbicie w niewidzialnym wirusie, który nie działa ani zgodnie z przekonaniami, ani z rozróżnieniami subiektywnymi. Byłby nawet według niektórych scenariuszy naukowych «równo zawieszony» w powietrzu … Jak nasza uwaga podczas sesji…

3) Rama jako kontener, prezentuje się w formie zewnętrznej presji mediów i działań polityków z pewnego rodzaju tymczasowością i wszechobecnością: gdziekolwiek jesteś, zawsze jesteś tam gdzie właśnie występuje Covid.
Ta cecha jest odwrotnie symetryczna do uzgodnień sesji, której miejsce i czas trwania jest określone z góry, z efektami wewnęwtrzności, limitu i zewnętrzności. Co pozwala nas cho
by na stwierdzenia actingów in and out…
Janine Puget prawdopodobnie powiedziałaby, że kryzys Covidu jest szczególnym sposóbem naruszania przestrzeni analitycznej, oczywiście innym niż dyktatura, ponieważ Covid nie ma własnej podmiotowości, chociaż jak wszystko inne jest czynnikiem subiektywizacji i angażuje wiele debat, w których występuje mnóstwo opinii, a nawet ich nadmiar.

Instynkt panowania (zawładnięcia…)

Uniwersalna obecność wirusa wywołuje pytanie o kształt owej siły, przed którą ucieczka jest niemożliwa. Wydaje się zatem, że tworzy ona relację, która jednocześnie wymaga traumatycznej inkorporacji efektów patogennych, jak również traumatycznego rozwiązania (opisanego już przez S. Ferencziego w „Refleksjach na temat traumy zgodnych z dialektyką identyfikacji z agresorem”).
Inkorporacje dotyczą dokładnie niszczycielskich części agresora, a także jego wewnętrznych mechanizmów przeciwtraumatycznych, takich jak rozszczepienie, podstawowo actingi i w mniejszym stopniu represja. Psychiczny tryb reprezentacyjny, w czasach kryzysu społeczno-zdrowotnego, dąży do aktywności w „prezentacjach”3 będącymi wyrazem panowania obecności drugiej osoby-czy meta superego, na procesie myślenia.
Bernard Chervet, mówiąc o nowej sytuacji zdalnych sesji, wydaje się wyliczać te efekty panowania w podobny sposób, precyzując że «gdy wymiana jest zredukowana wyłącznie do kanału dźwiękowego, a to, czego brakuje, staje się tym ważniejsze, gra między reprezentacjami i percepcją zmienia się zarówno dla analizowanego, jak i analityka»4. Regulacje ciała politycznego zlikwidowały ciało fizyczne podczas sesji zarówno przywracając mu jego ważności, pod warunkiem, że nie trwa to zbyt długo, w przeciwnym razie owe środki substytutywne niosą ryzyko wyczerpania reprezentatywnego i czułości, takiego kredytu doświadczeń wielopoziomowych klasycznej sesji. W innym, późniejszym artykule, proponuję hipotezę że następujące braki wynoszą się z deficytu koekscytacji libidinalnej podczas sesji…

Mówiąc bardziej ogólnie, każda nadmierna reakcja polityczna lub zdrowotna, tj. występująca w konfliktach zbrojnych, a ostatnio w odpowiedzi na akty terroryzmu, lub podczas obecnej pandemii, również ma tendencję na płaszczyźnie społecznej tworzy, jak wskazano powyżej, rozszczepienia, actingi, i w końcu, po pewnym czasie, spostrzegamy pewien powrót do bardziej umiarkowanych środków funkcjonowania, bliższych wyparciu i jego logiki czasowej. To uwolnienie od instynktownej reakcji na zewnętrzne zjawisko panowania może wymagać dużo czasu, być może jest to również to, co było to właściwie nam dane-czas, i być może jest to również to, czego wielu szukało i szczęśliwie znalazło, w częściowym lub całkowitym zawieszeniu ich działalności klinicznej: rozwiązanie problemu nadmiaru zewnętrznego panowania.

Pusta kozetka: kto agresorem i czyje identyfikacje?

Służba zdrowia reaguje na Covid w sposób systemowy i z pewną symetrią którą spróbuję przedstawi:

  • walczymy z nim jak on z nami, w dzień i w nocy
  • antyseptyczne rytuały z ewidentnym wymiarem magicznym są proporcjonalne do istniejącego wtedy braku wiedzy na temat dokładnych sposobów zakażenia.
  • Covid rozprzestrzenia się w całej populacji, podobnie jak lockdown który też dotyka wszystkich
  • Wirus może przetrwać dzięki naszej słabości, my pokładamy również nadzieje w jego słabości… Dzisiejsze szczepionki, może znalazły jego piętę Achillesa, ale jakby ten wirus i jego mutacje które powstały naturalnie z tak zwanej przez biologów „presją ewolucyjną” też szukały z niesamowitą reaktywnością naszego punktu słabości-prawie jak na boisku sportowym.

Tak więc, jesteśmy uważnie śledzeni przez to co potencjalnie żyje na zewnątrz i wewnątrz nas, jak Duch Święty w modlitwach, nasz setting zawodowy został przyparty do muru przez logikę sanitarnej hipernormatywności, która była by jedynym rozwiązaniem kryzysu na naszym horyzoncie-horyzont jak wiemy jest właśnie tym punktem oddalającym się gdy do niego się zbliżamy. Ale to celebrowanie norm, dla praktyki analitycznej która zawsze określała się jako nieufna wobec wszelkich normatywnych prób, może być odczuwane jako zaskakujące jak nie podejrzane. Może jest to próba sforsowania się w rzeczywistości do porzucenia pewnych prawie liturgicznych zasad technicznych, żałoba odpowiadająca wymuszeniem porzucenia naszego dawnego życia przed czasów Covidu: jedna radykalność podąża za drugą i zawsze chciałaby usprawiedliwić się absolutną racjonalnością polityczną, albo naukową, w tym przypadku jednym i drugim. Możliwym następstwem może być bardziej niż kiedykolwiek ponowne zdefiniowanie norm techniki analitycznej jak na przykład nowa zasada obecności analityka, w sumie zawsze dostępnego, gdzie by nie był. Moglibyśmy na przykład rozszerzyć naszą fundamentalną zasadę na „absolutna szczerość za totalną dyskrecję, gdzie by to nie było”!

Jesteśmy obsadzeni z pewnością jako podmiot, który „powinien wiedzie” (J. Lacan), ale przede wszystkim gwarantujący ciągłość poczucia istnienia (D. Winnicott), szczególnie w pracy z pacjentami psychotycznymi. W innym doniesieniu klinicznym psycholog w domu opieki dla seniorów będąca w superwizji nadal pracuje w Domu opieki dla starszych osób, to znaczy w środowisku wysokiego ryzyka. Nawet nie przyszło jej do głowy, że nie mógł bym jej nie przyjąć w „przytulnym gnieździe”, jak żartobliwie nazywa mój gabinet. Muszę przyzna
, że też nie przyszło mi do głowy by odmówić jej, jak i innym opiekunom czy pracownikom którzy kontynuowali w tedy spełniać pewien obowiązek zawodowy żebyśmy mogli między innymi napełnić naszą domową lodówkę… Jednak każdemu zaoferowałem możliwość zdalnej sesji, gdyby woleli. To rozwiązanie wydawało mi się oczywiste w konfrontacji z pojęciem uzasadnionego i akceptowalnego ryzyka.

Może pojawić się pytanie, w jaki sposób będziemy musieli stawić czoła możliwemu oskarżeniu o rezygnację, a nawet dezercję, jeśli nasi pacjenci będą postępować zgodnie z prezydencką metaforą wojny (Prezydenta Macrona), podczas gdy kasjer, doręczyciel, farmaceuta, lekarz ogólny, pielęgniarka szpitalna nadal utrzymują ciągłość życia u jednych i ciągłość opieki dla innych. Kiedy kryzys się skończy i emocje ustąpią, nasi pacjenci prawdopodobnie spojrzą na nas poprzez polityczną siatkę zawodów niezbędnych i mogą dokonać wyboru w kontekście przyszłej recesji, która sprowadzi prawdo podobnie wiele osób do zdefiniowania niezbędnych wydatków…

Wszyscy znamy historie słynnych zatopionych statków, Titanica z 1912 r., którego kapitan pozostał na pokładzie pomimo pewności nieuchronnej śmierci, organizując akcję ratowania pasażerów i załogi. Potem Costa Concordia dokładnie sto lat później, której kapitan trafił na pierwsze strony gazet, słynny za swą sprawną i natychmiastową ucieczkę ze swego tonącego statku. Nie wiem, kto z nich był bohaterem, kto był tchórzem czy głupcem, musi to, jak zawsze zależeć od punktu widzenia obserwatora. Wdowa kapitana Edwarda Smitha bez wątpienia wolałaby, aby znalazł miejsce na jednej z ostatnich łodzi ratunkowych i powrócił do Anglii, aby wraz z nią się zestarze.

Na szczęście nasza praktyka to nie statek, metafora dziennikarska tylko ją przybliża, gdy mamy problemy z niektórymi pacjentami i czujemy się, jakbyśmy byli na tratwie na wzburzonym morzu. Nasze postacie identyfikacji bohaterskiej i reparacji nie są Hannibalem jak było u Freuda, ale nie mogą też być zamaskowanymi i nierozpoznawalnymi bohaterami przetrwania homo sapiens, zredukowanymi do instynktu polowania wśród półek supermarketów. My w polsce już to przepracowaliśmy w innych czasach i bez masek (Jak to opisywał humorystycznie kabaret Tej „Z tyłu sklepu”, Opole, 1980).
Kryzysy historyczne nie ukazują naszej najlepszej strony i najwyraźniej ten kryzys również nie, czemu miałoby być inaczej?

Dodano do Baza wiedzy